Pan Bóg stracił do nas cierpliwość … i wysłał nas na rekolekcje.

Na swoje pierwsze rekolekcje wyjechałam jako studentka, czyli już stanowczo późna młodzież. Pamiętam mocne pragnienie, żeby kiedyś, z kimś swój związek budować właśnie tak – z Panem Bogiem, w Kościele, we wspólnocie. Nieobojętny był fakt, że jedno z takich „ruchowych” małżeństw przyczyniło się do niezłej rewolucji w moim życiu. Zaledwie 20 lat później (!!!), w sierpniu tego roku, z moim Mężem i naszymi dwoma przedszkolnymi chłopcami, wyjechaliśmy na  OR I st., do podlaskiego Ośrodka Caritas w Ptakach. Jak w wielu rodzinach – decyzja o wyjeździe na piętnastodniowe rekolekcje nie była łatwa. Tym mocniej dziękuję więc mojemu Mężowi, że podjął to wyzwanie razem ze mną. Choć jesteśmy w kręgu już kilka lat – wiem, że na tę „jedyneczkę” trzeba było poczekać. W naszym związku mamy zupełnie różne doświadczenie modlitwy, wspólnoty; do tego – niełatwe charaktery i swoje lata, przy krótkim stażu małżeńskim. Tymczasem na rekolekcje trzeba pojechać razem…

A potem wcale nie jest łatwo. Tacy różni – mniej lub bardziej rozmodleni, komunikatywni itp. mieszkamy z kilkunastoma innymi rodzinami; jemy razem, modlimy się razem, chorujemy – razem… Przedpołudnia pracowite wewnętrznie. Popołudnia - zewnętrznie, bo trzeba intensywnie wypełnić czas dzieciom, żeby jednak poczuły, że to wakacje z mamą i tatą. Pewnie, że przychodzi ci też do głowy: może jednak wrócić, odpuścić… Wtedy wkracza On, Pan Bóg. Podsuwa ci słowo, wspólnotę, która modli się z tobą i za ciebie, za was… Żeby nie zabrzmiało to zbyt ponuro - w tym wszystkim jest też oczywiście niesamowity czas na dziecięcą radość, budowanie bliskości, jedności, ładowanie akumulatorów…
Kiedy opowiadam znajomym o rekolekcyjnym rytmie dnia – jedni szybko zaczynają z zakłopotaniem uważnie oglądać czubki butów, inni wprost pukają się w głowę: „Tak załatwić sobie urlop?!”. Są i tacy , którzy patrzą z podziwem. A ja nie zamieniłabym tego czasu nawet na moje ukochane włóczenie się po górach (chyba, że kiedyś da się to pogodzić?). Ta wyczekana „jedyneczka” dała mi możliwość ponownego zakochania się w Panu Bogu, moim Mężu i Dzieciach, ale także – na nowo pokochania samej siebie. Dostaliśmy narzędzia do pracy nad sobą i ze sobą. Czy i jak będziemy z nich korzystać? Zapytajcie za jakiś czas.

A teraz garść wdzięczności. Dziękuję Panu Bogu, że „stracił do nas cierpliwość” i wysłał na rekolekcje. Dziękuję naszej przedobrej, rekolekcyjnej parze odpowiedzialnych z diecezji warszawsko – praskiej: Ewie i Arturowi Kwilińskim. Dziękuję księdzu Jarosławowi Bordiukowi, który poruszał nasze serca i głowy – a przy okazji, w rankingu naszych dzieci, przeskoczył nawet R. Lewandowskiego. Dziękuję naszym kręgowym animatorom: Ani i Andrzejowi oraz całej, niepowtarzalnej wspólnocie Rodzin. Na koniec – Mężu, raz jeszcze dziękuję Tobie.
Chwała Panu!

Kasia

 

Jesteś tu:

Serwis wykorzystuje pliki cookies w celach wskazanych w polityce prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies, w zakresie odpowiadającym konfiguracji Twojej przeglądarki.

Polityka prywatności