Świadectwa, OR I Bańska Wyżna, 3-19.08.2019, moderator - ks. Mariusz Żołądkiewicz, para prowadząca - Iza i Rafał Pytlakowie

Marta:
Pierwsze dni rekolekcji to był dla mnie szok: napięty program, zajęcia od świtu, dużo modlitwy. Drugiego dnia, z powodu zmęczenia, niewyspania i marudzących dzieci, przyszło zniechęcenie, nawet wątpliwości, czy Bóg istnieje (!). Ponoć kryzys drugiego dnia to dość typowa sprawa, na szczęście, po przespanej nocy, ustąpił. Czwartego dnia od rana przygotowywaliśmy się do przyjęcia Jezusa jako Jedynego Pana i Zbawiciela. Podczas namiotu spotkania mieliśmy rozważać fragment z Apokalipsy „Oto stoję u drzwi i kołaczę”. Jednak mój wzrok powędrował wyżej, do słów „Znam twoje czyny, że ani zimny ani gorący nie jesteś. (...) A skoro jesteś letni, chcę cię wyrzucić z mych ust.” Znałam ten fragment, przypomniało mi się, że słowa „wyrzucić z mych ust” to eufemizm tłumaczenia polskiego, bo w oryginale to słowo oznacza „zwymiotować” – czyli jeśli jestem niezdecydowana, Bóg mną gardzi, czuje do mnie obrzydzenie! A przecież jeszcze dwa dni temu wątpiłam w Jego istnienie! A za parę godzin mam Go przyjąć jako Pana i Zbawiciela! To mną wstrząsnęło. Postanowiłam, że muszę się zdecydować TU i TERAZ. Co to znaczy, że przyjmę Jezusa jako Pana i Zbawiciela? Czy jestem gotowa, aby oddać Mu wszystko, co mam najcenniejszego? Mojego męża, dzieci? Mój mąż ma niedługo jechać na drugi koniec Polski, wszystko może się zdarzyć! Czułam, że zaczyna mnie ogarniać panika, więc żeby uspokoić myśli zastosowałam jedną z technik medytacji chrześcijańskiej: wdech – Jezu, wydech – ufam Tobie, Jezu – ufam Tobie, Jezu – ufam Tobie. I wtedy wyraźnie usłyszałam słowo: „UFAJ!”. Natychmiast spłynął na mnie spokój, bo to była odpowiedź na moje wątpliwości. Muszę zaufać. Jeśli Pan będzie miał inny pomysł na nasze życie, jeśli zechce zabrać mi to, co najdroższe, to muszę zaufać, że tak będzie lepiej. Jezus chce dla nas samego dobra, więc nam pozostaje tylko zaufać. „Dobrze, Panie Jezu, zgadzam się! Chcę przyjąć Cię jako Pana i Zbawiciela i chcę Ci ufać.” – pomyślałam. Mój mąż zobaczył tylko łzy szczęścia i ulgi. Parę godzin później klęczałam przed uniesionym Najświętszym Sakramentem i głośno odczytywałam tekst ślubowania, przy każdym zdaniu pamiętając, że to oznacza zgodę na wszystko. To był jeden z najmocniejszych i najpiękniejszych momentów w całym moim życiu.

Krzysztof:
Po siedmiu latach przynależności do Domowego Kościoła, wreszcie udało nam się pojechać na rekolekcje, które okazały się być czasem przełomu w wierze, nawrócenia i doświadczenia Bożej miłości. Intensywny program dnia, aklimatyzacja w nowym miejscu, nowi ludzie, a w tym wszystkim, przygotowania do przyjęcia Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Pośród tylu zajęć i nowych treści, nie miałem zbyt wiele czasu na przeżywanie emocjonalne tego aktu. Powiedziałem tylko Jezusowi, że chcę, aby od dzisiaj był Panem mojego życia. W pełni świadomie zgodziłem się na to, by Jezus zamieszkał w tych obszarach mojego życia i tych miejscach we mnie, do których ja sam nie miałem odwagi nawet zaglądać. To było bardzo mocne doświadczenie na polu wiary. Z jednej strony strach przed tym, co może się wydarzyć i niepewność, a z drugiej właśnie wiara w to, że przecież z Bogiem nic złego nie może się stać. Można powiedzieć, że tego dnia zdjąłem kłódki z drzwi prowadzących do zakazanych dla Niego miejsc. On nie wszedł tam od razu. Pozwolił mi odkryć i zafascynować się na nowo najpierw moim powołaniem do bycia mężem i ojcem, poprzez zrozumienie istoty małżeństwa, na podstawie opisu stworzenia człowieka (Księga Rodzaju), oraz wnikliwej analizy tekstu przysięgi małżeńskiej. Kolejnym odkryciem były zobowiązania Domowego Kościoła. Przez długi czas na samo słowo „zobowiązania” cierpła mi skóra. Były dla mnie po prostu ciężarem. W kolejnych dniach rekolekcji mieliśmy okazję przeżyć każde z nich. Zobaczyłem wtedy, że zobowiązania nie są niczym innym jak spotkaniem osób. Wiążą (wiązanie) najpierw mnie z Bogiem, potem moje małżeństwo z Bogiem, następnie moją rodzinę i tak po kolei, aż do spotkania z Bogiem we wspólnocie na rekolekcjach. To wszystko zaczęło być po prostu fascynujące. W końcu przyszedł dzień pokutny. Jeszcze rano tego dnia byłem niemal pewien, że wyspowiadany przed rekolekcjami, nie potrzebuję korzystać ze spowiedzi, ale w modlitwie prosiłem Ducha Świętego, by pokazał mi mój grzech, którego może nie widzę. I tuż przed wyjazdem do Bachledówki, gdzie zorganizowane było nabożeństwo pokutne, zastałem w pokoju moją płaczącą żonę. Po krótkiej rozmowie już wiedziałem, że chodzi o poważną sprawę, dotyczącą relacji między nami, przed rozwiązaniem której, przez lata uciekałem. Nie było czasu na długą rozmowę. Trzeba było jechać na nabożeństwo. W tej sytuacji już wiedziałem, że spowiedź jest konieczna. Sam wpuściłem Jezusa do miejsca, gdzie jeszcze do niedawna wisiała kłódka. To było wspaniałe doświadczenie dotknięcia Bożej miłości i uleczenia głębokiej rany. Na początku niezbyt przyjemne, bo trochę bolało, ale zaraz potem oczyszczające i uwalniające. Po powrocie usiedliśmy z żoną do dialogu, a On był z nami.

Marta i Krzysztof:
Musimy jeszcze napisać o głębokiej wdzięczności dla Izy i Rafała oraz ekipy animatorów za wspaniale przeprowadzone rekolekcje, za stworzenie doskonałej atmosfery, która sprzyjała otwieraniu serc. Na długo zostanie w naszej pamięci piękna oprawa doniosłych momentów rekolekcji, przyjęcie Jezusa jako Pana i Zbawiciela, intymna modlitwa małżeńska, podczas której mogliśmy dziękować i przepraszać, Droga Krzyżowa z prawdziwym krzyżem na prawdziwą górę, oczyszczająca spowiedź w strugach deszczu, dialog małżeński – chyba pierwszy udany w naszej historii!, wzruszające odnowienie przysięgi małżeńskiej i huczne wesele – agapa – na koniec. To wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie nasza wspaniała diakonia wychowawcza, a na jej czele nieocenieni Basia i Romek, którzy wspaniale zorganizowali czas naszym trzem córkom. Każda z nich chce znowu jechać na rekolekcje – starszaki zachęciły się do formacji młodzieżowej. Osobne podziękowania należą się ks. Mariuszowi, którego można słuchać godzinami, który swoją mądrością i przykładami z życia otwierał małżeństwa na siebie nawzajem, który wreszcie miał niesamowite podejście do dzieci i młodzieży, a przy tym był doskonałym kompanem wycieczek górskich i wypadów na basen.
-----


Jesteśmy małżeństwem od 3 lat. Do Ruchu Światło-Życie przynależymy od 2. Mamy 4-letnią córeczkę Łucję i oczekujemy przyjścia w listopadzie kolejnej dziewczynki, która będzie nosiła imię Sara. Decyzja o wyjeździe na rekolekcję była dla nas czymś kompletnie naturalnym. Na rekolekcje jeździliśmy od małego z rodzicami, którzy również należą do Ruchu. W związku z tym, że para prowadząca jest nam znana od wielu lat, pojechaliśmy do Bańskiej Wyżnej bez większych obaw.

W naszym życiu rodzinno-małżeńskim wszystko toczyło się swoim rytmem. Przeważały chwile gorsze, ale miewaliśmy też lepsze momenty. Od początku małżeństwa dużo się kłóciliśmy. Kuba często wyjeżdżał z przyjacielem w góry. W każdy weekend w naszym domu pojawiały się duże ilości alkoholu i znajomych. Taki styl życia w negatywny sposób odbijał się na naszej relacji, a także na relacji z naszą córką, której nie poświęcaliśmy odpowiedniej ilości czasu. Kuba był również mocno zaangażowany w ćwiczenia na siłowni i w następie tego, miał styczność ze sterydami. Połączenie weekendowych libacji alkoholowych z używkami doprowadziło pod koniec 2018 do pogorszeniu się jego stanu psychicznego. Od tamtej pory nasza rodzina przeżywała różne chwile. Agnieszka zaszła w ciążę. Zmieniliśmy miejsce zamieszkania. Dołączyły do nas dwa kociaki. W ciągłej gonitwie nie mieliśmy czasu na Pana Boga. Wykonywaliśmy absolutne minimum zobowiązań, aby zaspokoić własne sumienie. Podświadomie czuliśmy też, że relacja z Bogiem jest dla nas jedynym ratunkiem i w jakiś sposób spaja jeszcze nasze małżeństwo.

Przed samym wyjazdem na rekolekcje strasznie się kłóciliśmy. Nie pamiętamy dnia bez kłótni. W naszych wymianach zdań nie brakowało wulgaryzmów i agresji. Wszystkiemu przyglądała się Łucja. Na początku rekolekcji wszystko wydawało nam się jasne i zrozumiałe. W końcu, nie pierwszy raz uczestniczymy w takim wydarzeniu. Bardzo pozytywne wrażenie zrobiła na nas niesamowita otwartość par animatorskich i ogromne zaangażowanie diakonii wychowawczej. Plan rekolekcji był bardzo napięty. Rano Jutrznia, śniadanie, szkoła życia, spotkanie w kręgach, szkoła śpiewu, Eucharystia, obiad, 3h wolne dla rodziny, szkoła modlitwy + Namiot Spotkania, kolacja, pogodny wieczór. 7 sierpnia czyli 4 dzień rekolekcji był jednym z najważniejszych dni tego wyjazdu. Tego dnia mieliśmy uroczyście przyjąć Jezusa jako naszego Pana i Zbawiciela. Po tym akcie zrozumieliśmy, że Pan Bóg powinien być w naszym życiu na stałe, a nie tylko odwiedzać nas raz na jakiś czas. Dotarło do nas, że w pełni zawierzamy się jego prowadzeniu. Od teraz robimy wszystko tak, żeby był z nas dumny. Nie możemy być już dłużej ”letni”.

Kolejnym przełomowym momentem rekolekcji była uroczysta spowiedź połączona z Adoracją. Całe wydarzenie trwało 5 godzin. Był to spory wysiłek fizyczny, w szczególności dla Agnieszki w stanie błogosławionym. W trakcie spowiedzi Kuba otrzymał od ojca spowiednika słowa, które zrewolucjonizowały nasz sposób rozmawiania. Na co dzień bardzo dużo ze sobą rozmawiamy, ale jak się okazało, nie poruszamy tematów trudnych. Nie dzielimy się ze sobą za specjalnie swoimi troskami i radościami. Zaleceniem ojca było to, żebyśmy codziennie przez 15 minut rozmawiali o tym, co nas tego konkretnego dnia spotkało wewnętrznie. Od tamtej pory codziennie dowiadujemy się nowych rzeczy o sobie i wspieramy się w trudnych momentach, o których wcześniej byśmy nie wiedzieli.

Bardzo ważnym momentem podczas jednego z popołudniowych Namiotów Spotkania była dla Kuby łaska oświecenia. Duch Święty przyszedł do niego i pokazał mu, że zamiast zmagać się i walczyć z codziennymi trudnościami sam powinien żyć wiara, żyć Jezusem. Modlić się i oddawać cześć Panu od rana do wieczora. Zawierzyć wszystkie swoje troski właśnie Jemu. Nie ma potrzeby, żeby dźwigał swój krzyż sam.

Najwspanialszym przeżyciem wspólnym, małżeńskim, jakie nas spotkało na tym wyjeździe był dialog małżeński. Agnieszka już kilka dni wcześniej siadała w kaplicy, żeby zapisać wszystkie myśli do omówienia. Przed dialogiem pojechaliśmy wszyscy do kościoła na Mszę św. Po powrocie Kuba krzątał się czekając na diakonię wychowawczą, żeby przejęli opiekę nad Łucją. Agnieszka chodziła poddenerwowana, poganiając Kubę. Zdarzyło się najgorsze. Pokłóciliśmy się na całego. Kiedy wydawało się, że z dialogu nici Agnieszka się opamiętała i zaczęliśmy się razem modlić - otwarcie i z głębi serca. Przywoływaliśmy Ducha Świętego. Oczywiście nie pozostawił nas z tym samych. Poprowadził nasz dialog tak, że poruszyliśmy bardzo ważne sprawy związane ze zdrowiem psychicznym i przemocą w naszej rodzinie.

Agnieszka:
Całe rekolekcje modliłam się, aby Bóg pokazał to, co we mnie jest złe. Zawsze łatwo było mi powiedzieć, że mój mąż jest niedobry, a ciężej spróbować sama się zmieniać. Przygotowałam całą listę tematów do omówienia, ale jednocześnie modliłam się o dar słuchania. Przed dialogiem dokładnie usłyszałam, co jest we mnie złe, przez 80% czasu mówił Kuba i udało mi się poruszyć 1 sprawę z 12. Jak zwykle Pan Bóg miał dokładnie inne plany niż ja.

Wyjątkowo oczyszczający okazał się wieczór modlitwy małżeńskiej. Przeprosiliśmy siebie za wszystkie zranienia, które wyrządziliśmy sobie nawzajem. Był to również moment modlitwy dziękczynnej za siebie nawzajem. Podziękowaliśmy Bogu za wszystko czym nas obdarzył. Wypowiedziane słowa uleczyły wiele ran z przeszłości.

Oboje doświadczyliśmy obecności Boga i tego, że z nami rozmawia, jeśli tylko zaprosimy Go do swojego życia i poświęcimy czas na modlitwę. Od paru miesięcy prowadzimy z naszą córką rozmowy na temat imienia naszej młodszej córeczki. Zdecydowaliśmy się na imię Sara, ale nie spotkało się to z aprobatą Łucji, która była niezadowolona z naszego wyboru. Zależało jej na tym, żeby nasz nowy członek rodziny nosił imię Lilia (jak koleżanka z przedszkola). My również nie byliśmy przekonani co do tego imienia, ponieważ ma pochodzenie hebrajskie i potencjalnie może przysporzyć córce kłopotów w szkole. Agnieszka modliła się i pytała Boga, jaką decyzję podjąć. Dwa dni przed końcem rekolekcji, jadąc na dzień wspólnoty, Bóg dał nam odpowiedź. Nie poruszaliśmy tematu imienia. Łucja sama z siebie, przerywając ciszę, w pewnym momencie powiedziała „No dobra, niech będzie Sara.” I tak faktycznie się stanie.

Agnieszka i Jakub

Jesteś tu:

Serwis wykorzystuje pliki cookies w celach wskazanych w polityce prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies, w zakresie odpowiadającym konfiguracji Twojej przeglądarki.

Polityka prywatności