Świadectwo, ORAR II Pratulin, 14-20.01. 2024, moderator - ks. Henryk Bartuszek, para prowadząca - Ewa i Bartosz Łuszczak
W minione ferie uczestniczyliśmy w ORAR II w Pratulinie. Na rekolekcje pojechaliśmy bez konkretnych postanowień. Niech Pan Bóg mówi do nas przez ludzi i zdarzenia, co sam postanowił, a my oddajemy się słuchaniu, służeniu i wchłanianiu danego nam czasu z otwartością. Trochę obawialiśmy się miejsca ze względu na obecną sytuację geopolityczną, ale okazało się, że niepotrzebnie. Miejsce dosłownie nas urzekło.
Przed samym wyjazdem dowiedzieliśmy się, że potrzebni są animatorzy. Przyjęliśmy tę posługę bez wahania i wstąpiła w nas jeszcze większa radość, że będziemy mogli „dawać”, a nie znowu „brać”. Po ponad 10 latach w DK takie uczucie pojawiło się naturalnie.
Jakie treści zaczęły w nas pracować, co usłyszeliśmy? DK to nie jest lekka i przyjemna formacja, ale jest to Ruch wymagający. To niekoniecznie jest wspólnota dla każdego. Trzeba poświęcać czas, trzeba wypełniać zobowiązania (dary), trzeba czasem rezygnować z innych weekendowych planów, trzeba się do spotkań przygotowywać, trzeba się nieraz zapierać samego siebie.
Jednocześnie poczuliśmy, że to jest to właśnie nasze miejsce. To jest wspólnota dla nas. Aby dawać radę trwać przy Bogu w dzisiejszym świecie, dla małżeństwa i rodziny, nie widzimy nic lepszego. Gdy uczestniczymy w rekolekcjach czujemy się zawsze, nawet ze świeżo poznanymi ludźmi, jak z rodziną, najlepszymi starymi znajomymi, jak z braćmi i siostrami. Obecność Ducha Świętego dosłownie czuć. Mimo trudności - było dużo małych dzieci i choroba krążącą wśród uczestników - wszyscy byli w 100% zaangażowani. Mogliśmy słuchać i czerpać od siebie nawzajem.
Po przeżyciu rekolekcji człowiek jest znacznie bliżej Boga, jest lepiej przygotowany do konfrontacji z codziennością, ma w sobie więcej miłości, dobroci, chęci pomocy, odwagi do bycia świadkiem wiary w swoim otoczeniu, słowem bardziej taki, jakim chce nas Pan.
Zawsze na myśl o rekolekcjach pojawiają się obawy, przeciwności, chęć odwleczenia w czasie, inne wymówki. To są wszystko podszepty złego ducha, aby nas odciągnąć od pojechania na nie. To Bóg jest Panem czasu i historii, my powinniśmy wykazać się zaufaniem i oddać Mu siebie i nasz czas.
Odwagi! Nie jesteśmy sami. On jest z nami.
Arek i Paulina
Świadectwo, RE Pratulin, 21-27.01.2024, moderator - ks. Mateusz Gawarski, para prowadząca - Izabela i Przemysław Osiakowie
Na początku rekolekcji usłyszeliśmy słowa „by dać się zaskoczyć”, nie nastawiać się, nie oczekiwać nadto. Po paru dniach zaczęliśmy się zastanawiać – to kiedy w zasadzie będzie to zaskoczenie? Na szczęście na rekolekcjach padły również słowa, że dla jednych będzie to czas budowania fundamentów, dla innych umacniania. To przemówiło do nas, że tym razem Bóg będzie przychodził inaczej, że faktycznie już fundament wcześniej zaczął w nas, w naszym małżeństwie budować i nie chce zaczynać od nowa – już może nie mleko wam będę dawał, a pokarm trochę bardziej stały parafrazując św. Pawła ( 1 Kor 3,2).
Z rekolekcji ewangelizacyjnych wyjechałam z ogromną wdzięcznością i pokojem w sercu, że Pan Bóg codziennie troszczy się o mnie i moją rodzinę. Przez tydzień rekolekcji miałam możliwość pogłębić modlitwę, doświadczyć codziennej Eucharystii i adoracji oraz wysłuchać konferencji. Był to też czas odpoczynku i wzmocnienia więzi małżeńskich. W ciągu tych dni szczególnie odkryłam nabożeństwo pokutne, jak ważne jest dokładne przygotowanie rachunku sumienia oraz spełnienie pokuty tuż po spowiedzi. Dzięki możliwości przystąpienia do sakramentu pojednania mogłam powierzyć Panu Jezusowi całą siebie, żeby znowu zacząć z „czystą kartą” i stać się „nowym stworzeniem”, by „to, co dawne, minęło, a oto stało się nowe” (2 Kor 5, 17b).
Emilia
-----
Na konferencji otrzymałem kartkę ze słowem, które przemówiło do mnie na dwa sposoby – że Bóg naprawdę jest bardziej niepodobny, niż podobny do tego, co sobie o Nim wyobrażam (Mt 7,11), oraz przypomniało mi mój stosunek do córki. Często brakowało mi cierpliwości do jej zachowań lub po prostu do tego, że jest dzieckiem. Duch Święty leczył moje relacje z córką. Cieszę się, że Bóg przemieniał serce, że prowadził mnie nad strumień, gdzie woda jest głębsza niż mój grzech (parafrazując rekolekcyjną pieśń).
Na rekolekcjach wybrzmiały również wyraźnie słowa, że największą odległością na świecie nie jest jakaś odległość kosmiczna, a odległość między rozumem a sercem. Mocno się z tym utożsamiam, ponieważ chłonę wiele treści teologicznych, ale serce ani wola za tym nie nadążają. Dlatego jest mi bliski obraz, że musi skapać, kropla po kropli, to co w głowie, do mojego serca. Cieszę się również, że tak często Bóg przemawia do mnie za pomocą obrazów, analogii i przysłów; od jakiegoś czasu odkrywam, że to Jego język miłości do mnie.
Chwała Panu!
Mikołaj
-----
Świadectwo, RE Spała, 8-10.12.2023, moderator - ks. Maciej Krzywiński, para prowadząca - Agnieszka i Janusz Grzybowscy
W dniach 08-10.12.2023 uczestniczyliśmy w Rekolekcjach Ewangelizacyjnych DK AW w Spale. To były nasze trzecie rekolekcje ewangelizacyjne. Każde poprzednie przynosiły nam inne owoce. Teraz nie było inaczej. Podczas tych 48 godzin doświadczyliśmy intensywnego spotkania z żywym Bogiem i żywym Kościołem. Wszystkie konferencje wniosły nowe spojrzenie na znane nam już treści. Doświadczyliśmy osobistego dotknięcia Jezusa, który pukał do naszych serc. Pomógł nam w tym obraz Jezusa Pukającego autorstwa Williama Hunta oraz poruszające, osobiste świadectwa uczestników. Ważnym momentem była modlitwa wstawiennicza za nasze małżeństwo. Doświadczyliśmy mocno Bożej miłości. W lepszym przeżyciu rekolekcji bardzo pomogła nam para prowadząca i animatorska oraz fantastyczna diakonia muzyczna.
To był Boży czas.
Chwała Panu!
Aneta i Jacek Fabińscy
Świadectwa, RE Laskowice, 22-27.08.2023, moderator - ks. Mateusz Szerszeń, para prowadząca - Marzena i Marek Sawułowie
Jesteśmy małżeństwem od 16 lat, mamy czwórkę dzieci. W Domowym Kościele jesteśmy na etapie pilotażu, więc tak naprawdę dopiero zaczynamy drogę w tej wspólnocie. Na spotkaniach animatorzy namawiali/proponowali/zachęcali, aby koniecznie wybrać się w wakacje na rekolekcje. Trafiliśmy na ofertę rekolekcji w Laskowicach, która zarówno pod względem finansowym jak i długości wydawała nam się strzałem w dziesiątkę.
Przemek:
Nie byłem zwolennikiem spędzania 15 dni urlopu na rekolekcjach. Nie byłem też pewny, czy dzieci tyle wytrzymają. Dlatego rekolekcje sześciodniowe potraktowałem testowo. Z perspektywy odbytych już rekolekcji mogę powiedzieć, że test został zaliczony, bo zarówno ja, jak i dzieci byliśmy bardzo zadowoleni. Kiedyś powiedziałbym: „przypadek”, teraz powiem, że to raczej Łaska Boża.
Już na samym początku, zaraz po przyjeździe do Laskowic, przeżyłem szok. Otwieram bagażnik, żeby wyjąć rzeczy, a tu nagle pojawia się jakiś koleś, który nie dość, że wygląda, chodzi i mówi praktycznie tak samo, jak syn znajomych z naszej wsi, to jeszcze zabiera mi walizki i ciągnie je do naszego pokoju. Na szczęście okazało się, że ten „koleś" ma inaczej na imię i nie jest synem tych znajomych, ale... jest naszym animatorem w kręgu. A im więcej mieliśmy spotkań w kręgu, tym bardziej czułem, że ten „koleś" ma po prostu takie same problemy jak ja, co było dla mnie kolejnym szokiem. Kiedyś powiedziałbym: „przypadek”...
Pierwszego dnia mieliśmy na Eucharystii konferencję o działaniu miłości Bożej. Kazanie, które wygłosił ksiądz, było jeszcze tego samego dnia początkiem mojej pierwszej rozmowy z żoną. Nie do końca zgadzałem się ze wszystkim, co zostało powiedziane, i tak sobie z żoną dyskutowaliśmy na ten temat. Żona zadała mi wtedy proste pytanie: "Czy widzisz gdzieś przykłady miłości Bożej w Twoim życiu?" Odpowiedziałem, że w zasadzie to nie, z wyjątkiem jednej sytuacji dotyczącej naszego syna. Zdiagnozowano u niego pewne wady mózgu, ale jak do tej pory rozwija się bardzo dobrze, zadziwiając swoim rozwojem nie tylko nas, ale również lekarzy. To było jedyne, co dostrzegałem. Tak zakończył się pierwszy dzień. Jakie było moje zdziwienie następnego dnia, gdy na pierwszej grupie dzielenia przeczytałem na kartce dokładnie takie samo pytanie jak to, które zadała mi żona. Możecie się domyśleć sami… Przypadek? Świadectwo żony oraz innych pokazały mi, że Bóg codziennie działa w moim życiu. Dopiero wtedy to zobaczyłem.
Następną rzeczą, która wywarła na mnie ogromne wrażenie, było to, o czym wspominałem na początku, czyli nasz animator i jego problemy. Słuchałem tego co mówi z oczami otwartymi jak pięciozłotówki i nie mogłem uwierzyć, w to co słyszę. Jego problemy były moimi problemami, a myślałem że tylko mnie dotyczą. Przypadek? Uważam – tak jak pewnie każdy na tych rekolekcjach – że trafiłem do takiej grupy i do takiego animatora, do jakiego miałem trafić. Przypadek?
Z rekolekcji na pewno zapamiętam też obrazy, które były pokazywane w czasie konferencji i bardzo dobrze ilustrowały pewne problemy. Pierwszy obraz to kamień (nasze serce), na który lano wodę (łaskę Bożą). Ile by się tej łaski nie wylało na ten kamień, to on i tak tej wody nie przyjmie. Wszystko po nim spłynie. Drugi obraz to różnej pojemności naczynia: naparstek, szklanka i ogromna miska. W każdym zmieści się inna ilość wody. Te naczynia to też nasze serca, a woda to łaska, która zawsze wypełnia naczynie do pełna, natomiast tylko od nas zależy, jak duże to będzie naczynie. Mocne to było.
Ostatnia, ale bardzo ważna sprawa: dialog małżeński oraz randka! Próbowaliśmy podejmować już kilka razy dialog, ale NIGDY nam nie wychodziło. Do tej pory kończyło się to raczej źle: byliśmy bardziej pokłóceni niż pogodzeni. A tu nagle, na rekolekcjach, udało się nam w końcu szczerze porozmawiać, otworzyć i chyba pierwszy raz w życiu przeprowadzić dialog. Do tej pory to właśnie ja byłem tym „blokerem” rozmów, to ja miałem serce z kamienia, a na łaskę Bożą podstawiałem naparstek. Teraz już wiem, że lepiej przyjść z miską. Przypadek?
Na świadectwach mieliśmy nie wypowiadać się na tematy z nim nie związane, ale musiałem. Organizacja była po prostu rewelacyjna. Wszystko było dopięte perfekcyjnie. Diakonia wspaniale zajmowała się dziećmi. To nie odbywało się na zasadzie przetrwania i włączania bajek, ale obejmowało autentyczne zabawy z dziećmi, zabawy sportowe, lepienie z masy solnej, kolorowanie – no po prostu wszystko idealnie! Diakonia była doskonale zorganizowana. Dodatkowo, te rekolekcje były bardzo rodzinne. Wspólne zabawy sportowe całej rodziny z bieganiem po całym ośrodku i rozwiązywaniem zadań, zabawy przy ognisku, wspólne śpiewy. Po prostu wszędzie było czuć obecność Boga – nawet w zmywaniu naczyń! Przypadek?
Wyjechałem z tych rekolekcji podbudowany. Podbudowany tym, że nie tylko ja mam takie problemy, ale inni ludzie też, lecz potrafią je rozwiązać z Bogiem – a skoro inni potrafią, to i ja. Podbudowany tym, że wytrwałem na tygodniowych rekolekcjach, to wytrzymam i na dłuższych! Tym, że dzieci były zachwycone rekolekcjami i mogły zobaczyć, że Kościół może być fajny! Tym, że są rodziny podobne do naszych, które żyją podobnymi wartościami i że one też mogą wytrwać na dłuższych rekolekcjach, bo z tych nie chciały wyjeżdżać. Wreszcie tym, że jest szansa na dialog małżeński!
Często powtarzam słowo „przypadek”. Nie przez Przypadek. Od teraz w moim życiu już nie ma przypadków. Od teraz w moim życiu jest łaska Boża.
Justyna:
Już w pierwszych minutach po przyjeździe zaskoczyła mnie otwartość ludzi. Jestem osobą raczej nieśmiałą i nie mam łatwości do rozmów z nieznajomymi, a tu od razu zagadują i otwierają przed tobą serce. Nie rozmawiałam o kwiatkach i pogodzie, żeby jakoś przetrwać „zaczepkę”, ale czułam, jakbym znała tych ludzi od lat. Czułam, że ja też mogę się przed nimi otworzyć. Dla mnie to było niesamowite – tak swobodnie rozmawiać z ludźmi, których znałam kilka dni.
Nie przeżyłam na rekolekcjach spektakularnego nawrócenia albo wielkich emocji, ale Pan Bóg zasiał w moim sercu małe ziarenka, które mam nadzieję wydadzą wielkie owoce.
Pierwszym ziarenkiem jest modlitwa do Ducha Świętego. Poczułam, że dobrze byłoby zapraszać Go każdego dnia, do każdej modlitwy, a nawet każdej czynności, którą wykonuję. Jestem nauczycielem i czasem mimo starań nie jest mi łatwo dotrzeć do ucznia. Przez świadectwo jednej z par zobaczyłam, że warto Ducha Świętego zapraszać do pracy i własnych słabości. Myślę, że to jest coś, o co powinnam zadbać bardziej niż dotychczas.
Drugim ziarenkiem był obrazek, który dostaliśmy przed przyjęciem Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Na tym obrazku Jezus stoi przed drzwiami i delikatnie w nie puka. Wtedy zrozumiałam, że Pan stoi przed moimi drzwiami i do mnie puka… Zawsze tam jest! Tylko pytanie, czy ja Go wpuszczę do środka? Zrozumiałam też, że Jezus chce być zaproszony do mojego życia; nawet do bałaganu, który akurat w nim jest. Jeśli Go wpuszczę, to pomoże mi wszystko poukładać. Będzie sprzątał razem ze mną. Dotarło do mnie, że Jezus nie czeka, aż będę idealna i wtedy otworzę drzwi. On pragnie wejść teraz, dziś!
Ogrom Bożej łaski wylał się na nas podczas dialogu małżeńskiego. Słuchaliśmy wcześniej różnych nauk dotyczących dialogu w małżeństwie, w różny sposób prezentowanych, ale kiedy próbowaliśmy w domu, to tylko zaostrzało nasze konflikty. Jak na rekolekcjach dotarło do mnie, że teraz będzie czas na dialog, to wróciły złe wspomnienia. Jednak kiedy przeczytałam modlitwę, zrozumiałam, że musimy sobie te wszystkie nieudane próby przebaczyć, wyrzucić z pamięci i znowu spróbować. Przez chwilę nie było łatwo, ale potem przyszło uwolnienie od wspomnień i czas dialogu okazał się wspaniałym czasem. Dało to nam nadzieję i siłę do tego, żeby znów próbować. Warto też wspomnieć, że bardzo dużo dobra wniosło dzielenie w kręgach i świadectwa. Słuchanie o tym, jak inni ludzie doświadczają Boga, jak sobie radzą z problemami w życiu i jakie mają sukcesy i trudności na drodze wiary, było dla mnie bardzo ubogacające i inspirujące. To był bardzo dobry czas dla mnie, dla Przemka, dla naszego małżeństwa i dla naszej rodziny.
Przemek:
W ramach bonusu dodam jeszcze świadectwo z drogi powrotnej do domu.
Kiedy wracaliśmy, zepsuł się nam na autostradzie samochód. Gdybym nie był po rekolekcjach, to wściekałbym się potwornie, a tak, jak przy 140 km/h wystrzeliło nam coś pod maską, spod samochodu zaczął lecieć dym, a pedał gazu na nic nie reagował, mi nawet puls nie przyspieszył. Dodatkowo, od 24 sierpnia (czyli 3 dni wcześniej) wystartowało mi nowe ubezpieczenie, w którym po raz pierwszy w historii (a prawo jazdy i różne samochody mam już ponad 20 lat) wykupiłem AC z holowaniem (lawetą) bez limitu kilometrów. Przypadek?
Za to wszystko, co przeżyliśmy na rekolekcjach, za to, co w nas zostało i co będzie trwać i owocować, BOGU NIECH BĘDĄ DZIĘKI!
Justyna i Przemek
-----
Moje świadectwo zaczyna się wiele lat temu, gdy byłam w gimnazjum. Pochodzę z rodziny alkoholików, którzy uważali, że w życiu najważniejsze są oceny i posłuszeństwo. W domu nie było nigdy miłości, zrozumienia, ciepła i prawdziwej wiary w Boga. Nie było też rozmów, relacji i wszystkiego, czym powinna żyć prawdziwa rodzina. Były oczekiwania, rozkazy i dyscyplina, wprowadzana siłą – chociaż na zewnątrz wyglądaliśmy na normalną rodzinę (jak na standardy tamtych czasów).
Na okres gimnazjalny przypadł chyba najgorszy czas mojego życia, gdy myślałam, że dalej już nie dam rady. Przez ten trudny okres musiałam przechodzić całkowicie sama. Nikt z otoczenia nie wiedział, co się dzieje w domu, więc też nie mógł mi pomóc. Ale też nikt się nie interesował, a ja bałam się, że jak komuś powiem, to mi nie uwierzy albo będzie jeszcze gorzej. Dobrze pamiętam strach przed każdą wywiadówką, gdy zastanawiałam się, czy tym razem uda mi się przetrwać, bo rodziców oczekiwania względem ocen nigdy nie były spełnione. Zawsze dało się lepiej, zawsze było źle, a przeważnie bardzo źle – w ich ocenie. Pamiętam, jak kilka dni przed wywiadówką modliłam się, żeby przetrwać. Wprawdzie miałam babcię, która wiem, że mnie kochała i zawsze starała się pomóc i mnie chronić, ale była 190 km od nas i nie mogła mnie chronić codziennie. Mogła rozmawiać i tłumaczyć rodzicom, że nie mogą pewnych rzeczy robić, ale to pomagało tylko na chwilę, w dłuższej perspektywie powodując coraz większy konflikt między babcią a moją matką, który był rozładowywany na mnie.
Po jednej z wywiadówek postanowiłam, że więcej nie dam rady. Napisałam list, obmyśliłam plan, poprosiłam młodszą siostrę, że jeśli coś się stanie, to ma przekazać list rodzicom, i czekałam na sytuację, gdy dojdę do granicy wytrzymałości i już dalej nie dam rady. Nie chciałam tego robić, żeby nie sprawiać przykrości babci, ale jednocześnie z każdym kolejnym miesiącem miałam coraz mniej sił. Wtedy, w 2 klasie gimnazjum, lekcje religii w mojej klasie zaczął prowadzić ks. Artur, który bardzo mi wtedy pomógł (to był akurat czas przygotowań do bierzmowania). Z jego pomocą potrafiłam znaleźć spokój – na różnych nabożeństwach w kościele, ale nie tylko. Ks. Artur rozsiewał wokół siebie aurę spokoju, zrozumienia i ciepła. Przy większych kryzysach zawsze znalazł chwilę na rozmowę. Nie znając całej mojej historii i tego, co działo się u mnie w domu, nadal potrafił mi pomóc i podbudować psychicznie. Zbliżył mnie do Boga, a to bardzo pomagało przetrwać trudne okresy i z każdym kolejnym miesiącem się umacniać. Pamiętam, jak pewnego dnia na lekcję zaprosił dziewczynę z Ruchu Światło-Życie. Opowiadała nam o tym, co robią, i jak tam jest fajnie, oraz zaprosiła nas do dołączenia do nich. Niewiele już pamiętam z tego czasu, ale w pamięci utkwił mi obraz tej dziewczyny, siedzącej na szkolnej ławce, uśmiechniętej, z zawieszonym na szyi symbolem Ruchu. Wtedy bardzo chciałam do nich dołączyć, ale rodzice zawsze uważali, że zajęcia pozalekcyjne przeszkadzają w nauce, i wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Musiały mi wystarczyć nabożeństwa, wymagane do przyjęcia bierzmowania. I na szczęście wystarczyły. Ks. Artur i zbliżenie się do Boga pomogły mi przetrwać wszystkie trudne okresy. Nigdy nie zdecydowałam się na próbę realizacji mojego planu.
Aktualnie znajduję się również w dość trudnym okresie. Po porodzie posypała się lawina negatywnych emocji związanych z rodzicami, ich rodzicielstwem i moim czasem dzieciństwa. Od dłuższego czasu jestem zagubiona, a praca z tymi tematami na terapii powoduje, że od dawna niewiele rzeczy sprawiało mi radość i czułam bardzo dużo nienawiści, smutku i żalu, które przysłaniały pozytywne emocje. Do tego dochodziły problemy w dogadywaniu się z mężem, zmęczenie obowiązkami domowymi oraz trudna i wymagająca praca. W takim czasie, kilka miesięcy temu, przypadkiem na Facebooku zauważyłam post udostępniony przez znajomą o rekolekcjach. Już od jakiegoś czasu nie byliśmy z mężem zadowoleni z tego, jak wygląda nasza wiara i związana z nią praktyka, ale nie bardzo wiedzieliśmy jak to poprawić. Stwierdziliśmy, że takie rekolekcje mogą być dobrą okazją do pogłębienia naszej wiary i naprawy naszych relacji. Po kilku dodatkowych i przypadkowych zachętach zdecydowaliśmy się jechać. Po cichu liczyłam na cud. Jeśli nie to, to nie wiem co nam mogło pomóc wreszcie się dogadać. Oczywiście im bliżej wyjazdu, tym bardziej wydawało mi się, że to był zły pomysł, bo to jednak nie dla nas. Niby jak mogą nam tam pomóc? Ale pojechaliśmy.
Pierwszy dzień, pierwsza konferencja, pierwsze dzielenie w kręgach. Przede mną siedzi dziewczyna, która wygląda jak dziewczyna, która kilkanaście lat temu opowiadała mi o Ruchu Światło-Życie. Do tego z mojej rodzinnej dzielnicy. To niemożliwe. Pytam ją. A jednak to ona! Od tego momentu, przez cały okres rekolekcji po kawałku wracają do mnie fragmenty tamtych czasów, gdy było tak strasznie trudno. W każdym usłyszanym świadectwie wyłapuję kawałek związany z trudami, z jakimi borykałam się w domu rodzinnym lub borykam się teraz. Dociera do mnie, że wtedy nie powinnam była przetrwać. Nawet teraz nie potrafię sobie wyobrazić, jak można było przetrwać w takich warunkach. A jednak przetrwałam. Przetrwałam ja, przetrwali też inni – chyba jeszcze trudniejsze rzeczy. Gdy prowadząca krąg prosi mnie o napisanie świadectwa, w mojej głowie składa się kompletnie coś innego. Co nie jest jeszcze pełnym świadectwem. Może kiedyś będzie, ale jeszcze nie teraz. Ale wieczorem, ostatniego dnia rekolekcji, wraca do mnie ta historia, wszystko składa się w całość. Od kilku miesięcy modliłam się o to, żeby Bóg prowadził nas swoją ścieżką i pokazywał nam drogę. I to właśnie zrobił wysyłając nas na te rekolekcje. Poczułam, jak przez nieprawdopodobne spotkanie tej samej osoby po kilkunastu latach Bóg mówi do mnie: „To jest ta droga. Właśnie na nią wchodzisz”.
Z rekolekcji wyjechałam z nadzieją i postanowieniem, aby w trudnych chwilach iść do Boga. Przetrwałam wtedy, bo Bóg mi pomagał. Przetrwam i teraz, również z Bożą pomocą. Bo On mnie kocha zarówno miłością matczyną jak i ojcowską. Nie jestem i nigdy nie byłam sama w moich problemach.
Chwała Panu!
Magdalena
-----
Świadectwa, RT dla Dojrzałych małżeństw, Kokoszyce, 23-30.07.2023, moderator - ks. Grzegorz Wolski, para prowadząca - Ewa i Paweł Czaplińscy
Jesteśmy małżeństwem 44 lata, a nasze dzieci założyły już swoje rodziny. W lipcu 2023 roku uczestniczyliśmy w rekolekcjach dla dojrzałych małżeństw, zorganizowanych w przepięknych Kokoszycach koło Wodzisławia Śląskiego. Był to dla nas wyjątkowy czas. Odkryliśmy, że pomimo podeszłego wieku oraz różnych doświadczeń, takich jak choroby i cierpienie, możemy służyć innym mądrością i pokojem danymi przez Pana. To na tych rekolekcjach dowiedzieliśmy się, jak bardzo jesteśmy potrzebni naszym bliskim. Postanowiliśmy dbać o nasze tradycje i rytuały rodzinne oraz pokazywać, że Pan Bóg jest dla nas najważniejszy.
Podczas rekolekcji przybliżono nam postawy świętych małżonków Ludwika i Zelii Martin, ukochanych rodziców św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Małżonkowie mogą tak wiele czerpać z ich świętości, ucząc się od nich miłości, wrażliwości na potrzeby innych i miłosierdzia. W oparciu o przemyślenia związane z tematyką świętości napisaliśmy do siebie listy, które możemy uznać jako testament duchowy pozostawiony naszym dzieciom. Dziękujemy wszystkim, którzy przeżywali z nami te rekolekcje. Wasze świadectwo życia dało nam wiele do myślenia.
Serdecznie dziękujemy prowadzącym, Ewie i Pawłowi oraz ks. Grzegorzowi, za trud włożony w organizację tego świętego czasu oraz słowa, które zapadły głęboko w serce: „starość jest pomostem do wieczności".
Katarzyna i Zbigniew Fudałowie
diecezja siedlecka
-----
Ania: Bardzo się cieszę, że mogłam uczestniczyć w rekolekcjach dla dojrzałych małżeństw w Kokoszycach. Minęły bardzo szybko. Program okazał się bogaty, a czas – wypełniony. Konferencje były ciekawie przygotowane i prowadzone: piękne zdjęcia, mądre spostrzeżenia, myśli i pytania. Potem świadectwa, rozmowy i dzielenie się życiem. Ludzie wspaniali. Prowadzący dobrze przygotowani. Z życzliwością i wielką troską zaprosili wszystkich uczestników do współtworzenia rekolekcji. Dzięki temu mogliśmy doświadczyć wielkiego bogactwa i wielu wspaniałych przeżyć.
Rekolekcje były ucztą dla ducha i dla ciała. Rano, aktywność ruchowa dla chętnych: marsz i gimnastyka dodawały energii na dobry początek dnia. Od ludzi starszych, schorowanych dowiedziałam się, że cierpienie łatwiej przechodzić z zatroskanym, wierzącym współmałżonkiem. Myślałam, że spotkam zrzędzących i narzekających staruszków – a tu niespodzianka! Ludzie byli pełni radości, uśmiechu i otwartości na drugiego człowieka. Ksiądz wspaniale opowiadał o świętości życia Zelii i Ludwika Martin, a także Marii i Alojzego Quattrocchi. Zachwyciło mnie ich wspaniałe życie i pełne zaufanie do Boga w trudnościach i przeciwnościach losu. Po tych rekolekcjach zrodziło się we mnie pragnienie towarzyszenia ludziom starszym i schorowanym, aby mogli pojednać się z Panem Bogiem i pójść do nieba. Ja sama też chcę dobrze się przygotować do tego dnia.
Ryszard: Zaskoczyło mnie otwarcie poszczególnych osób podczas dzielenia w kręgu. Uczestnicy bardzo szczerze opowiadali o swoich problemach rodzinnych i związanych z nimi przeżyciach i odczuciach. To stworzyło atmosferę bliskości i bezpieczeństwa, burząc we mnie strach przed otwarciem się i mówieniem o swoich doznaniach.
„Dojrzałe małżeństwa” – więc myślałem, że mamy już wszystko za sobą. A podczas rekolekcji zobaczyłem, że to nie tak. Jest jeszcze wiele do zrobienia dla moich bliskich, ale i dla innych – choćby modlitwa w ich intencjach. Mogę też podzielić się z nimi doświadczeniem, przeżyciami czy wypracowanymi sposobami na różne sytuacje czy problemy. To może być potrzebne innym, a mnie, jeśli okażę się komuś pomocny, doda entuzjazmu.
Ania i Ryszard Buczek
-----
W dniach od 23 do 29 lipca przeżywaliśmy rekolekcje dla małżeństw o długim stażu w Kokoszycach. Jest to, jak się okazało, najstarszy ośrodek rekolekcyjny w Polsce. Prowadzi go ks. Janusz Wilk. Na rekolekcjach nie byliśmy od czterech lat, więc kiedy dowiedzieliśmy się o takiej możliwości, niemal od razu podjęliśmy decyzję – chcemy pojechać!
Parą odpowiedzialną byli Ewa i Paweł Czaplińscy – bardzo serdeczni i rozumiejący problemy dojrzałych ludzi po sześćdziesiątce. Program rekolekcji opierał się na relacjach z dorosłymi dziećmi i wnukami oraz przeżywaniu cierpienia w naszym życiu.
Przed przyjazdem byliśmy pewni, że po tylu latach małżeństwa nie dowiemy się niczego nowego, czego jeszcze nie przepracowaliśmy. A jednak nigdy tak głęboko nie analizowaliśmy relacji z naszymi dziećmi i wnukami. Odkryliśmy, jak ważne jest pokazywanie naszej relacji i miłości jako przykładu chrześcijańskiego życia małżeńskiego dla naszych bliskich. Zrozumieliśmy również, że nasze zachowania nadal wpływają na nasze dzieci i ich rodziny. Kolejnym ważnym aspektem było to, jak dawać im przykład, jednocześnie szanując ich wolę, wybory i wolność w dorosłym i samodzielnym życiu. Nauczyliśmy się, że trzeba pozwolić im popełniać błędy, a kiedy poproszą – wspierać.
Podczas spotkań w kręgach dzieliliśmy się Słowem Bożym, a wieczorami rozważaliśmy Księgę Tobiasza. Szczególnie dotknął nas fragment z rozdziału 14, gdzie umierający ojciec poucza syna, jak żyć [Tb 14, 3-11]. Zrozumieliśmy, że żadne cierpienie nie umyka Bogu, a On za uczynki ojców wynagradza dzieciom i wnukom. Ważnym elementem była modlitwa za wstawiennictwem świętych małżonków Zofii i Ludwika Martin, na której powierzaliśmy ich opiece współmałżonka i naszą rodzinę.
Na rekolekcjach odkryliśmy, że Bóg nas dla siebie przeznaczył, błogosławi nam i nie zostawi nas samych w trudnych chwilach. Dostrzegliśmy to patrząc wstecz na nasze 45-letnie małżeństwo. Dlatego naszym postanowieniem jest napisanie duchowego testamentu – jak żyć kochając Boga i ludzi. Pragniemy pozostawić po sobie doświadczenie Boga i naszej wiary. Wierzymy, że jeśli któreś z naszych dzieci lub wnuków zbłądzi, ten testament będzie dla nich kołem ratunkowym, którego można się uczepić.
I za to wszystko CHWAŁA PANU!!!
Halina i Marek Sylwesiukowie
-----
Jesteśmy małżeństwem od 41 lat. Mamy czworo dorosłych dzieci. Dwoje, starsza córka i syn, założyli już własne rodziny i wychowują po piątce dzieci (jesteśmy więc „bogatymi” dziadkami). Należą do Équipes Notre-Dame. Dwa tygodnie po rekolekcjach czekał nas ślub młodszej córki.
22 lata temu zawiązał się w naszej parafii krąg DK, w którym jest 5 par z podobnym stażem małżeńskim. Jesteśmy po pełnej formacji. Na III stopniu byliśmy w 2017 roku i jakoś trudno było się zebrać na kolejne rekolekcje – a to sprawy rodzinne, a to pandemia. W tym roku, mimo wielu obowiązków i nagłych przeszkód zdrowotnych (młodszy syn doznał urazu nogi tuż przed naszym wyjazdem) wreszcie udało się wyjechać, wraz z dwoma innymi małżeństwami z kręgu, na tygodniowe rekolekcje dla dojrzałych małżeństw, prowadzone przez Ewę i Pawła Czaplińskich.
Archidiecezjalny Dom Rekolekcyjny w Kokoszycach to przepiękny zespół pałacowo-parkowy. Już samo miejsce nastraja refleksyjnie, zachęca do wyciszenia i wypoczynku. Grupa rekolekcyjna okazała się nieliczna: było nas tylko 12 par, podzielonych na 3 kręgi. Pochylaliśmy się nad tematami dostoswanymi do naszego dojrzałego wieku, wspierając się fragmentami z Księgi Tobiasza.
Temat pierwszej konferencji o czułości i bliskości skłaniał do rozważań, jak w ciągu życia zmieniły się relacje między nami, a także z dorastającymi dziećmi i pojawiającymi się wnukami; jak mierzyć się z chorobami, cierpieniem i wreszcie odejściem bliskich; jak przeżywać te trudne chwile nie tylko od strony duchowej, zawierzając Bogu ten czas, ale i praktycznej (np. sprawy majątkowe), aby nie burzyły dobrych relacji w rodzinie.
Inna z konferencji ks. Grzegorza była poświęcona świętym małżonkom Zelli i Ludwikowi Martin oraz Luigi i Marii Quattrocchi, którzy wyróżniali się wielkim zaangażowaniem w chrześcijańskie wychowanie dzieci.
Wzruszającym przeżyciem był czas modlitwy małżeńskiej, modlitwy wstawienniczej oraz odnowy przyrzeczeń małżeńskich, zakończonej weselem z tańcami i poczęstunkiem.
W połowie turnusu byliśmy na pielgrzymce w Piekarach Śląskich i zwiedziliśmy wystawę opowiadającą o czasach strajków w kopalni „Wujek” w Katowicach. Oba te miejsca, choć o innym charakterze, skłoniły nas do głębokiej refleksji.
Jadąc na rekolekcje miałam nadzieję na kilka dni oderwania od domowych spraw oraz liczyłam na dłuższy czas rozmowy z mężem – bo tego zawsze jest niedostatek na co dzień – i oczywiście więcej czasu na modlitwę. Te oczekiwania się spełniły, lecz cytat który zastaliśmy na stoliku w naszym pokoju, „Ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do Królestwa. Niewielu jest tych, którzy ją znajdują” [Mt 7,13-14], mocno mnie poruszył, zburzył mury pozornego spokoju i przyniósł ostrzeżenie. Przez cały czas prowadził mnie w głąb, uświadamiając mi, że dla dalszego duchowego wzrostu potrzebuję wielkiej pokory, porzucenia przywiązań do wielu rzeczy oraz miłości – by kolejne lata mojego i naszego wspólnego życia, które zawierzamy Bogu, stawały się coraz bardziej świętym czasem.
Jesteśmy oboje z mężem bardzo wdzięczni za łaskę uczestniczenia w tych rekolekcjach. Dziękujemy najpierw Bogu, a następnie księdzu rekolekcjoniście i parze prowadzącej za ogrom pracy włożonej w przygotowanie oraz wszystkim uczestnikom za szczerość i otwartość na innych.
Małgorzata i Marek Słodkowscy
-----
Elżbieta: Rekolekcje w Kokoszycach, które przeżyłam z mężem, wniosły nowe światło w moje życie. Relacje w życiu małżeńskim i rodzinnym – z mężem, dziećmi i wnukami – są dla mnie bardzo ważne. Tematy rekolekcji, oparte na Księdze Tobiasza, stały się dobrą inspiracją do refleksji nad moimi relacjami i zaufaniem Bogu w każdej sytuacji. Konferencja księdza Grzegorza o dojrzałości w dążeniu do świętości, oparta na listach błogosławionych małżonków, była dla mnie wzruszająca i pouczająca. Wzbudziła pragnienie napisania testamentu duchowego dla moich dzieci. Również napisanie listu do współmałżonka było dla mnie wyzwalające. Bycie razem, otwartość na siebie i wzajemne zaufanie uczestników spowodowało, że czuliśmy się jak w rodzinie. Dziękuję animatorom, księdzu Grzegorzowi i wszystkim uczestnikom, że mogliśmy być razem, dzielić się życiem i wzrastać duchowo.
Wojciech: Jadąc na rekolekcje myślałem: „Jakie nowe doświadczenia i wiedzę będzie mi dane otrzymać w czasie tych krótkich siedmiu dni?”.
A jednak pełne treści i Bożej mądrości konferencje spowodowały, iż z niecierpliwością oczekiwałem każdej następnej. Jednak najcenniejszym dobrem, jakim obdarowały mnie rekolekcje, była możliwość przebywania we wspaniałej wspólnocie. Od pierwszych chwil czułem się, jakbym przebywał w grupie znanych mi od lat bliskich współbraci – uśmiech, dobroć, życzliwość, uprzejmość i delikatna szczerość w dzieleniu się nie tylko w kręgu, a przede wszystkim mądrość życiowa i dobra rada dla każdego.
Elżbieta i Wojciech
-----